Dacii nikt nie ukradł
Kilka minut trwało poszukiwanie rzekomo skradzionej dacii duster. Zniknięcie auta zgłosił 52-letni bytomianin. Okazało się, że nieroztropny szofer nie zaciągnął hamulca ręcznego i auto stoczyło się kilkadziesiąt metrów. Prawie nowy samochód rozbił się zatrzymując dopiero po uderzeniu w garaż.
Kilka minut trwało poszukiwanie rzekomo skradzionej dacii duster. Zniknięcie auta zgłosił 52-letni bytomianin. Okazało się, że nieroztropny szofer nie zaciągnął hamulca ręcznego i auto stoczyło się kilkadziesiąt metrów. Prawie nowy samochód rozbił się zatrzymując dopiero po uderzeniu w garaż.
Dzisiaj kwadrans przed godziną 13. z dyżurnym bytomskiej komendy skontaktował się 52-letni mieszkaniec Śródmieścia. Z przejęciem w głosie pan ten wykrzyczał, że dosłownie na kilka minut pozostawił samochód przy warsztacie na ul. Celnej, a kiedy wyszedł z budynku, jego niedawno zakupionej dacii duster już nie było. Podejrzewając kradzież samochodu wycenił jego wartość na około 60 tysięcy złotych. Dyżurny natychmiast przekazał informację o skradzionym samochodzie do wszystkich patroli w mieście. W kilka minut później na miejscu zdarzenia byli już funkcjonariusze z Komisariatu V i wówczas okazało się, że zgłaszający kradzież, sam odnalazł zgubę. Samochód po stoczeniu się około 100 metrów w dół ulicy Celnej, roztrzaskał się o budynek garażu stojącego przy drodze. Niefrasobliwy kierowca najprawdopodobniej przed opuszczeniem kabiny samochodu, pozostawił go na biegu jałowym i nie zaciągnął hamulca ręcznego. Straty są dosyć spore, bo oprócz naprawy samochodu, bytomianin będzie musiał zapłacić właścicielce garażu za jego uszkodzenie.