Marzy mu się areszt
Ukradł samochód, zatelefonował na policję i wskazał miejsce, gdzie porzucił auto po to by ... pójść siedzieć. Policjantom po zatrzymaniu oświadczył, że nic więcej nie powie, bo nie rozumieją jego logiki postępowania. Dziś stanie przed prokuratorem, a potem o tym, czy trafi do wymarzonego aresztu zadecyduje sąd. Za uprowadzenie pojazdu może mu grozić nawet 8 lat więzienia.
Ukradł samochód, zatelefonował na policję i wskazał miejsce, gdzie porzucił auto po to by ... pójść siedzieć. Policjantom po zatrzymaniu oświadczył, że nic więcej nie powie, bo nie rozumieją jego logiki postępowania. Dziś stanie przed prokuratorem, a potem o tym, czy trafi do wymarzonego aresztu zadecyduje sąd. Za uprowadzenie pojazdu może mu grozić nawet 8 lat więzienia.
Z dyżurnym bytomskiej komendy skontaktował się 30-letni Marcin K. i powiadomił, że wie, gdzie jest skradziony z parkingu przy ulicy Felińskiego we wtorek czerwony opel vectra, bo sam ją ukradł. Mężczyzna dodał, że czeka na policjantów w mieszkaniu przy ulicy Falistej. Nie chciał jednak powiedzieć, gdzie samochód porzucił i obiecał, że wskaże to miejsce, jak tylko przyjadą po niego policjanci. Kilkanaście minut później siedząc w radiowozie doprowadził wywiadowców na ulicę Fałata. Tam właśnie po kradzieży zostawił opla. 30-latek opowiedział, że samochód ukradł w nocy z poniedziałku na wtorek po to, by sąd wsadził go do aresztu. Po zatrzymaniu przemyślał jednak sprawę i stwierdził, że pewnie gdy się przyzna do kradzieży i wyjawi wszystkie okoliczności zdarzenia to sąd nie mając podstaw do zastosowania tymczasowego aresztowania, wypuści go na wolność. Odmówił więc dalszej rozmowy ze śledczymi stwierdzając, że nie rozumieją logiki jego postępowania. Dzisiaj o tym, czy spełni się marzenie Marcina K. o pobycie w areszcie, zadecyduje sąd. Za popełnione przestępstwo uprowadzenia samochodu może trafić do więzienia nawet na 8 lat.