Przestępstwa, których nie było
O ile fikcyjne kradzieże samochodów zgłaszane były po to, by oszukać ubezpieczycieli i wyłudzić od nich pieniądze, o tyle w ogóle nie jest zrozumiałe, po co pewien 21-letni bytomianin zgłosił to, że został napadnięty, poraniony nożem i obrabowany z butelki wódki. Zgromadzone przez śledczych dowody wskazują na to, że mężczyzna sam się poranił, a potem powiadomił policjantów o rzekomym rozboju. Za zgłoszenie przestępstwa, którego nie było można trafić nawet na 8 lat za kratki.
O ile fikcyjne kradzieże samochodów zgłaszane były po to, by oszukać ubezpieczycieli i wyłudzić od nich pieniądze, o tyle w ogóle nie jest zrozumiałe, po co pewien 21-letni bytomianin zgłosił to, że został napadnięty, poraniony nożem i obrabowany z butelki wódki. Zgromadzone przez śledczych dowody wskazują na to, że mężczyzna sam się poranił, a potem powiadomił policjantów o rzekomym rozboju. Za zgłoszenie przestępstwa, którego nie było można trafić nawet na 8 lat za kratki.
O kradzieży volvo za 100 000 złotych policjantów powiadomiono z końcem października. W niecały tydzień później bytomscy kryminalni zatrzymali dwie spokrewnione z sobą kobiety z Katowic i Bielska Białej, które powiadamiając o kradzieży chciały wyłudzić odszkodowanie. Podobną sprawę fikcyjnej kradzieży - tym razem peugeota 607 - wykryli w krótkim czasie funkcjonariusze pod koniec ubiegłego tygodnia. Do kradzieży miało dojść 30 października, kiedy to około 2 w nocy przy ulicy Wyczółkowskiego do użytkownika auta miało podbiec dwóch zamaskowanych sprawców, pobić go, zabrać kluczyki z samochodu, dokumenty i pieniądze, a następnie skraść peugeota. Zgłaszający napaść 29-latek z Bytomia nie pracuje, za to całkiem niedawno od innego mieszkańca miasta przejął firmę, której częścią majątku był wzięty w leasing właśnie skradziony peugeot 607. W ciągu kilku dni stróże prawa ustalili, że do żadnej napaści nie doszło, zaś do zgłoszenia fikcyjnej kradzieży 29-latka namówił o dwa lata młodszy od niego inny bytomianin. Podobnie, jak w pierwszym przypadku, konsekwencją zgłoszenia kradzieży auta miała być wypłata odszkodowania, ale o tym osoby zgłaszające fikcyjne przestępstwa mogą śmiało zapomnieć. Kolejny przypadek zajmowania funkcjonariuszy poszukiwaniem nieistniejących przestępców to sprawa napaści, do której miało rzekomo dojść w nocy 1 listopada w jednej z bram przy ulicy Smolenia. Około 2 w nocy dyżurny bytomskiej jednostki odebrał telefon od siostry poranionego nożem mężczyzny. Kobieta stwierdziła, że jej 21-letni brat został pobity, on sam natomiast dodał, że skradziono mu butelkę wódki, którą kupił w pobliskim sklepie. Sprawcy tej napaści mieli się posługiwać nożem i dwukrotnie zranić go w okolicę klatki piersiowej. Opatrzony w szpitalu mężczyzna wrócił do domu, natomiast w międzyczasie jego pięciu nietrzeźwych gości trafiło za kratki policyjnego aresztu. Już pierwsze ustalenia interweniujących policjantów wskazywały na to, że 21-latek rany odniósł nie jak twierdził w bramie, lecz w swoim domu, gdzie ujawniono ślady krwi i obmyty z niej nóż. Późniejsze ustalenia przyniosły jeszcze bardziej zaskakujące fakty, bowiem okazało się, że mężczyzna w trakcie libacji alkoholowej sam zadał sobie ciosy nożem, a potem zawiadomił o napaści i rabunku półlitrówki wódki. Słysząc zarzuty dotyczące powiadomienia o niepopełnionym przestępstwie przyznał się do winy, nie potrafiąc jednak racjonalnie wyjaśnić powodu swojego wcześniejszego postępowania. Jemu, jak i wszystkim innym osobom zawiadamiającym policję o przestępstwie, które nie miało miejsca i składającym fałszywe zeznania grożą kary nawet do 8 lat więzienia.